Alfred Hitchcock i uwielbiany przez reżysera James Stewart to związek idealny. Scenariusz oparty na sztuce Patricka Hamiltona, świetne aktorstwo, akcja, która toczy się w jednym miejscu - filmowa
Alfred Hitchcock i uwielbiany przez reżysera James Stewart to związek idealny. Scenariusz oparty na sztuce Patricka Hamiltona, świetne aktorstwo, akcja, która toczy się w jednym miejscu - filmowa pieśń o morderstwie doskonałym, czy można wyobrazić sobie bardziej wyrafinowane połączenie?
Pod wpływem teorii Nietzschego o nadczłowieku, jego prawach i przywilejach, para młodych studentów, Brandon i Philip, zabija w swoim apartamencie Davida - swojego kolegę, po czym wydają przyjęcie dla rodziny i znajomych ofiary. Za namową Brandona podczas kolacji ciało schowane jest w skrzyni, która służy gościom jako bufet. Wśród zaproszonych na kameralne przyjęcie znajduje się również dawny wychowawca młodych morderców, Rupert Cadell, który po części zaznajomił swoich byłych uczniów z filozofią Nietzschego. Trup w skrzyni, nieświadomi niczego goście, dyskusje o "morderstwie doskonałym" - całe spotkanie ma być tylko dopełnieniem aktu zbrodni, zrobieniem z niego sztuki. Nie wszystko jednak idzie po myśli gospodarzy. Philip nie potrafi ukryć swojego zdenerwowania, David nie pojawia się, a wszystkiemu z zainteresowaniem przygląda się profesor Cadell
Niezwykły klimat filmu potęguje leniwie narastające napięcie. Już w pierwszej scenie jesteśmy świadkami morderstwa, i choć mogłoby się wydawać, że najlepsze jest już za nami, w rzeczywistości akcja dopiero nabierze tempa. Stopniowo poznajemy bohaterów, widzimy, który jest słabszy, a który bardziej pewny siebie, przysłuchujemy się ich kilkuminutowej rozmowie, by po chwili móc ich bezbłędnie i z pełną satysfakcją zaszufladkować. Zupełnie inną, bo nieprzewidywalną, postacią jest Rupert Cadell. Podczas gdy Philip nerwowo ukrywa strach przed zdemaskowaniem, a Brandon zabawia gości swoją błyskotliwością, profesor nie wysila się ponad bezczynną obserwację zachowania swoich byłych podopiecznych, czasami jedynie wtrąca się do dyskusji albo zadaje kłopotliwe, z punktu widzenia młodych morderców, pytania. Tak buduje napięcie Hitchcock - tworzy tutaj postać nie do przejrzenia, widz do ostatnich minut filmu zastanawia się, jaką decyzję podejmie Cadell - pozwoli dokończyć dzieło, brutalną sztukę, jaką stało się morderstwo, czy sprzeciwi się teoriom, które sam przecież głosił. Świetne dialogi podsycają zainteresowanie relacjami pomiędzy postaciami, cały film to gra słów i pozorów, niekończący się festyn zagadek i niedomówień.
Nie można zapomnieć o obsadzie aktorskiej, jako że aktorzy dali prawdziwy popis swoich umiejętności. James Stewart który klasę na srebrnym ekranie pokazywał już niejednokrotnie i tutaj nie zawodzi. Jako Rupert Cadell ciekawi i intryguje, oplatając widza wokół palca, nie pozwalając ani na chwilę oderwać się od zagadkowego przyjęcia. John Dall w roli Brandona i Farley Granger jako Philip wykreowali swoje postaci tak, aby już na pierwszy rzut oka różnice charakterów i zachowań były widoczne. Dobra wiadomość dla lubiących odszukiwać samego Hitchcocka na ekranie - w jednej ze scen reżyser pojawia się i tutaj.
"Lina" to pierwszy kolorowy film mistrza suspensu i pierwszy, którego był niezależnym producentem i reżyserem. Wykorzystując zasadę jedności miejsca (akcja toczy się jedynie w apartamencie Brandona, gdzie doszło do zbrodni), zrezygnowano z wielu ujęć, by film ukazać jako sztukę teatralną. Ekipa filmowa musiała dokładnie opracowywać ruchy aktorów i kamery, aby ta w każdej 10-minutowej sekwencji mogła wykonać określoną ilość ruchów. Co ciekawe, film jest inspirowany autentyczną historią głośnego morderstwa, jakiego dokonała dwójka studentów Uniwersytetu Chicagowskiego - Nathan Leopold i Richard Loeb.
Mimo tego że film rzadko jest wymieniany obok "Ptaków", "Okna na podwórze" czy osławionej już "Psychozy", zdecydowanie warto po niego sięgnąć. Fani Hitchcocka będą zachwyceni, a ci którzy nie mieli jeszcze z jego twórczością styczności, sięgną po kolejne tytuły. Mistrz suspensu w całej okazałości.