Gra o Tron

Chociaż gatunek strategii turowych lata świetności ma już za sobą, tworząc "Fire Emblem: Awakening", studio Intelligent Systems udowodniło, że tradycyjne rozwiązania w gameplayu mogą iść w parze
"Fire Emble Fates" - recenzja
Poniższa recenzja dotyczy wszystkich trzech, sprzedawanych oddzielnie kampanii - dostępnych fizycznie "Fire Emblem Fates: Birthright" i "Fire Emble Fates: Conquest" oraz dostępnego jedynie cyfrowo "Fire Emble Fates: Revelation".

Chociaż gatunek strategii turowych lata świetności ma już za sobą, tworząc "Fire Emblem: Awakening", studio Intelligent Systems udowodniło, że tradycyjne rozwiązania w gameplayu mogą iść w parze z sukcesem komercyjnym. Co więcej, mimo nieoczekiwanie wysokiej sprzedaży, przy okazji nowej odsłony autorzy postanowili ruszyć ze sporymi zmianami. Odwaga twórców jest godna podziwu. Czy jednak ta decyzja wyszła "Fire Emblem: Fates" na dobre?



Fabuła nowego "Fire Emblem" krąży wokół tytułowego losu oraz wyborów, które ten los kształtują. Przygodę rozpoczynamy jako namiestnik tronu królestwa Nohr. Państwo stylizowane na miks średniowiecznych mocarstw europejskich skłócone jest z Hoshido, które z kolei jest nieco ubarwioną wizją feudalnej Japonii. Dość szybko wychodzi na jaw, że nasza postać w dzieciństwie została porwana i wychowana przez pierwszą rodzinę królewską, zaś faktyczne więzy krwi łączą ją z drugim rodem. Wobec nowo nabytej wiedzy gra stawia przed nami zatem ważkie pytanie: natura czy wychowanie? Niekonwencjonalne podejście do kampanii sprawia, że poszczególne odsłony gry, "Birthright", "Conquest" oraz sprzedawane jedynie w cyfrowej formie "Revelation", zawierają kompletnie odmienne kampanie. W zależności od obranej strony konfliktu otrzymamy dostęp do zupełnie innych jednostek oraz właściwego dla każdej ze stron konfliktu uzbrojenia. Będziemy też uczestniczyć w innych wydarzeniach i walczyć na innych mapach.



Zmiany, na które zdecydowali się twórcy, nie obejmują jedynie sposobu dystrybucji gry. Dużą różnicę można odczuć w samej rozgrywce: tradycyjna dla strategii turowych Intelligent Systems struktura "papier-kamień-nożyce" została mocno zmodyfikowana. W łańcuchu zależności magia została zrównana z mieczami, łuki – z toporami. Ponadto rozbudowano mechanikę asyst na polu walki, rozszerzając ją na broniących się jednostek przeciwnika. Jakby tego było mało, poprawiono wizualizacje starć. Tym razem, kamera ukazuje wiernie odwzorowany w 3D fragment mapy, na którym się znajdujemy. Choć wydaje się to błahostką, usprawnienie robi spore wrażenie i poprawia immersję. 



Brnąc przez kolejne etapy, napotkamy na trzy odmienne struktury prowadzenia kampanii. Ta w "Birthright" jest najłatwiejsza i najbardziej zbliżona do tego, co znamy z "Fire Emblem: Awakening". Więcej w niej RPG-a niż typowego dla starszych odsłon, taktycznego rozgryzania map (co nie oznacza oczywiście, że do jej ukończenia wystarczy prosty grind). "Conquest" prowadzi nas, podobnie jak pierwsze części cyklu, od rozdziału do rozdziału. Mniej jest tu okazji do levelowania postaci, a kluczowe staje się opracowanie odpowiedniej dla danej mapy strategii. Ostatnia z kampanii, "Revelation", stanowi zgrabne połączenie obydwu idei i oferuje graczowi pewną dozę swobody w ich doborze. 



Rozgrywka to w "Fire Emblem: Fates" doskonale znany fanom serii model strategii turowej wzbogaconej o aspekt RPG. Kierujemy garnizonem jednostek, spośród których każda ma określone statystyki oraz umiejętności specjalne. Raz jeszcze dostępny jest tryb permadeath, którego uruchomienie spowoduje, że raz pokonaną w boju jednostkę tracimy bezpowrotnie. Ta, chociaż często prowadzi do frustrujących sytuacji, sprawdza się w założeniach serii znakomicie: wielokrotnie podnosi stawiane przed nami wyzwania i jeszcze bardziej wzmaga wrażenie uczestnictwa w faktycznym konflikcie.

Jedną z ciekawszych nowinek wprowadzonych do gry jest rozbudowa fortecy. Między kolejnymi misjami możemy swobodnie przechadzać się po naszych włościach oraz dostosowywać rozmieszczenie oraz liczbę budynków. Od czasu do czasu nasz zamek zostaje też zaatakowany, co o tyle uprzykrza życie, że niektóre budowle (kuźnia, sklep różdżkarza) mają kluczowe znaczenie dla zarządzania naszą drużyną. Wprowadza to do gry dodatkowy element losowy i sprawia, że "Fire Emblem: Fates" naprawdę trudno się znudzić.

Chociaż oprawa graficzna nie jest najważniejszym aspektem strategii turowych, nie mogę nie pochwalić twórców za ten element. "Fates" na pierwszy rzut oka wygląda podobnie jak "Awakening" (które po kilku latach od premiery wciąż pozostaje jednym z ładniejszych tytułów na 3DS-a). Diabeł jednak tkwi w szczegółach – animacje są tu zdecydowanie dokładniejsze; wspomniane już dostosowanie teł do miejsca konkretnych potyczek też robi spore wrażenie. Co prawda w trybie 3D gra ma trudności z utrzymaniem płynnych 30 klatek, jednak wyśmienity poziom oprawy w pełni to usprawiedliwia – czapki z głów!



Jeśli chodzi o warstwę dźwiękową, to "Fire Emblem: Fates" należy do ścisłej czołówki tytułów z 3DS-a. Wszelkie odgłosy towarzyszące starciom brzmią wspaniale, a skomponowane na potrzeby gry utwory wspaniale wplatają w tradycyjną emblemową "bazę", wątki orientalne, właściwe Hoshido. Jedynym zarzutem, jaki mogę grze postawić, to naprawdę nędzny, mało przekonujący voice acting. Rozumiem, że zespół lokalizacyjny miał nie lada wyzwanie (liczba postaci jest tu niebotyczna), jednak zdecydowanie zbyt często kiepsko dobrany aktor rujnuje tu potencjał dramaturgiczny sceny. Jest to nie tylko najsłabszy element oprawy, ale i jedyna pięta achillesowa całej gry. Całe szczęście, że – z punktu widzenia znakomitej rozgrywki – nieistotna.



"Fire Emblem: Fates" urzeka na wielu płaszczyznach: od audiowizualnej po gameplayową. To, czym zwrócił jednak moją uwagę, to świetnie zobrazowany relatywizm moralny w trakcie wojny. Po ukończeniu jednej z kampanii będziemy zmuszeni wyciąć w pień cały zastęp bohaterów, których dotychczas traktowaliśmy jako przyjaciół. Dopiero trzecia część, "Revelation", pozwala na odżegnanie się od prostego, czarno-białego wyboru. Dlatego właśnie, chcąc poznać wszystkie barwy "Fire Emblem: Fates", należy sięgnąć po każdą jej odsłonę. Zdecydowanie warto – po fabularnie przeciętnym "Awakening", historia "Fates" to prawdziwa rewelacja.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones