tego, jak można zepsuć świetnie zapowiadający się film. Pierwsza połowa jest naprawdę fantastyczna, mroczna, ze świetnie skonstruowaną postacią Harry'ego Powella, który sprawdza się w roli arcyczarnego charakteru. Dlatego też można się spodziewać intensyfikacji ciężkiego klimatu i rozwiązania akcji w najlepszym stylu noir (tak, wiem, że nie jest to film noir - gdyby nim był, byłby zapewne o niebo lepszy). Niestety, od chwili, kiedy rozpoczyna się ucieczka dzieci, twórcy oferują nam niezwykłe kuriozum w postaci wyjętych prosto z bajek magicznych obrazków (te zwierzęta, kołysząca się trawa itd.), okraszonych nie mniej baśniową muzyką, która skutecznie niszczy tak pieczołowicie do tej pory budowany klimat. A kiedy dzieci trafiają do domu Pani Cooper to już w ogóle jakaś "opowieść wigilijna" nam się robi, a tego nie mogę przeboleć. A te żałosne/zabawne wrzaski rannego Mitchuma to już naprawdę przesada jest ;/ Tak więc, podczas gdy pierwsza część filmu jest co najmniej świetna i w skali filmwebowej zasługuje swobodnie na 9/10, tak druga jedynie na naciągane 4/10, co w efekcie powoduje, że "Nocy myśliwego" nie można wystawić oceny wyższej niż 6/10. Oczywiście ocenianie za pomocą liczb to tylko zabawa, ale w tym wypadku całkiem dobrze oddają one dysproporcję między dwoma częściami filmu.
Ja nie odbieram tego filmu w ten sposób i cieszę się, że nie poszedł tą samą drogą co 99% filmów noir.
Jedyne co mnie wręcz irytowało to wybitnie słaba gra dwójki dzieci, ale można to przeboleć dla tak udanego filmu, powiedzmy że te niedostatki równowazą role Mitchuma i Gish.
Ucieczka dzieci i baśniowe kadry to dla mnie jest spory plus tego filmu, jest niejako chwilowym zawieszeniem narastającego ciągle napięcia i tylko potęguje nastrój. Lubię plastyczne ujęcia. Ale od momentu kiedy się budzą w łódce i znajduje je p. Cooper film robi się... zwyczajny. Potem następuje rozwiązanie całej akcji które wręcz trąci trywialnością i po prostu jest nijakie a cała sytuacja trochę zabawna. No i na to okrasa w postaci morałów i mądrości ludowych podanych w sposób drażniący i nachalny. Może takie były czasy wtedy, ale mnie to wkurza, podobnie jak sztuczność gry aktorskiej niektórych postaci.
Nie wnikam już w rzecz taką jak niedoskonałości scenariusza, czy momentami kiepski dźwięk i montaż.
Ogólnie - początek filmu ok, środek (od momentu kiedy sie spotykają w więzieniu) rewelacyjny a końcówka żenująca.
(7+9+2)/3 daje u mnie 6.
Ja chyba jakiś pi*******ęty jestem bo to całe budowanie klimatu i misternie snuta intryga w ogóle mnie nie ruszyła. Wręcz przeciwnie... Arcyczarny charakter ma problemy z koordynacją. Ślizga się na słoikach, nie umie wbiec po schodach, grzęźnie w błocie. Dorosły facet nie umie poradzić sobie z dwoma dzieciakami. W dodatku postrzelony kwiczi jak prosiak. Matka tych dzieci to dopiero kuriozum. Jej zachowanie jest zupełnie od normy przez co kolejny charakter w filmie staje się niewiarygodny. Zero instynktu macieżyńskiego nie mówiąc już o samozachowaczym. Jedyne co mnie urzekło to właśnie te piękne ujecia z łódką i zwięrzątkami. Scena w stodole też jest pięknie nakręcona. Klimatycznie. Reszta to niestety zwykły przeciętniak. Ot film na niedzielne popołudnie...