Czemu miał służyć ten zabieg, że na początku odcinka, jak i na koniec całego serialu pokazujemy ujęcia z planu? Wszyscy wiemy, że filmy nie są prawdziwe i kręci się je na planie, ale chcemy się wczuć w historię tak jakby była prawdziwa, a ten zabieg sprawiał, że w głowie miałem to, że oni tylko grają, bo przecież zdjęcia z planu były częścią odcinka.
Jeśli to miało być tylko nawiązaniem do tytułu, że są to SCENY z życia małżeńskiego, to wg. mnie totalnie niepotrzebny zabieg, nie wnoszący niczego do fabuły, a jedynie psujący odbiór.
To jest teatr dwojga aktorów, oni tu są alfą i omegą. Moim zdaniem to ukłon realizatora w stronę obsady...
no tak, bo to przecież pierwszy film, w którym najważniejsze role powierza się głównym aktorom, faktycznie trzeba to jakoś super artystycznie podkreślić.
A do mnie ten zabieg przemówił. Jakby twórca mówił "to co Wam pokażę to tylko skrawek, wszystko co nie zostało powiedziane wydarza się poza kamerami, gdzieś w prawdziwym świecie". Taka historia jedna z wielu, dotycząca jednak na jakimiś etapie życia każdego człowieka - niekoniecznie tylko w małżeństwach. Aktorstwo wspaniałe, intymne, prawdziwe.
Uważam to za zbędny element. Jest pełno podobnych filmów i seriali, gdzie można coś takiego wstawić, tylko po co? Według mnie trochę to psuje przywiązanie do głównych postaci, bo przypomina nam, że wszystko jest udawane, a to tylko gra aktorska. Już fajniejszym zabiegiem jest wstawienie wstawki początkowej na koniec odcinka. Pozwala na przemyślenia na koniec odcinka.
Dokładnie miałam ten sam odbiór. Aby nie psuć sobie odbioru skipowałam każdy odcinek do przodu o 15sek.